Marzec 2021, choruję na anginę, ból gardła jest dokuczliwy i chwilami nie do zniesienia. Początkowo próbuję leczyć się „domowymi metodami” – ulga jest, lecz nieznaczna, a czas ucieka – trzeba wracać do pracy i obowiązków rodzinnych.
W akcie desperacji postanawiam zadzwonić do ośrodka zdrowia w celu uzyskania pomocy lekarskiej. Po rozmowie z rejestratorką i przedstawieniu jej ochrypniętym głosem moich dolegliwości, proszę o normalną wizytę – nie teleporadę. Uprzejma pani w rejestracji po konsultacji z lekarzem mówi, że mogę przyjechać do przychodni. Moja żona podchodzi do tego pomysłu sceptycznie, jednak ja postanawiam spróbować w nadziei, że jednak tę pomoc uzyskam. Wchodzę do gabinetu lekarskiego, na pytanie pani doktor o dolegliwości, zaczynam opowiadać co mi dolega, co z kolei wywołało wściekłość ze strony lekarza, pani doktor nawet mnie nie zbadała i jeszcze krzyknęła: „po co tu przychodzisz?! To może być covid!” Następstwem tego było skierowanie na test. Wychodzę z tego gabinetu jak struty, nie dość, że nie uzyskałem pomocy, to jeszcze nade mną widniał przymus odbycia testu i oczywiście kwarantanny. Mając wiedzę, że owe testy są jak ruletka i że są obarczone dużym błędem, postanowiłem nie robić tego testu – głównie przemawiały słowa Pana Jezusa z orędzi, który przestrzegał przed poddawaniu się tym testom. Wsiadłem do samochodu i mówię do żony, że nie uzyskałem pomocy i dodatkowo mam wykonać test na covid. Powiedziałem jeszcze, że żadnego testu nie zrobię i pojechaliśmy do domu. Wieczorem na moją komórkę dzwoni jakiś warszawski numer, początkowo go zignorowałem – przeważnie to jacyś telemarketerzy, ale nie dawało mi to spokoju i poszukałem w internecie co to za numer – okazało się ,że to sanepid, no i kwarantanna nałożona. Tak leżąc i rozmyślając, co by tu dalej zrobić wpada mi do głowy myśl, żeby zrobić zdjęcie mojego zaropiałego gardła i pójść do ośrodka, żeby przynajmniej lekarz łaskawie wypisał mi leki. Następnego dnia moja żona wzięła ze sobą zdjęcie mojego gardła i wyruszyła do ośrodka. Na porannej modlitwie prosząc Pana Jezusa Króla Polski o pozytywne załatwienie tej sprawy, przyszło do niej natchnienie żeby powierzyć się Jezusowi Królowi Polski. Moja żona poszła do dyrekcji przychodni i złożyła skargę. Pani dyrektor zapytała, czy chce skonsultować sprawę z lekarzem, u którego wczoraj byłem, czy jednak powierzyć ją innemu lekarzowi. Moja żona zadecydowała o drugiej opcji. Pani doktor, która obejrzała zdjęcie, jednoznacznie stwierdziła, że jest to angina, zadzwoniła do mnie z pytaniem, czy mam uczulenie na jakieś leki, zapisała antybiotyki i powiedziała, że zadzwoni do sanepidu, ale niczego nie obiecuje i raczej kwarantanny oraz testu się nie da anulować. Odpowiedziałem, że rozumiem i podziękowałem jej za pomoc. Chodząc po pokoju, spoglądałem na wizerunek Chrystusa Króla Polski i mówię: Panie Jezu niech się dzieje wola Twoja. W tym samym czasie żona modliła się w kościele, oddając całą sprawę Bogu. Po około pół godziny dzwoni telefon z przychodni i Pani doktor mówi, że test i kwarantanna zostały anulowane. Wówczas przypomniałem sobie słowa żony o powierzeniu się Panu Jezusowi oraz dotarło do mnie, że otrzymałem łaskę od naszego Króla za co jestem Mu ogromnie wdzięczny.