Covid-19 (uzdrowienie)

przez | 18 października, 2021

Marzec Roku Pańskiego 2021 “ łapie” covid-19 nie wiem gdzie, nie wiem od kogo, nie wiem czy to covid ( rok wcześniej luty/marzec 2020 r. mam sen że jestem w szpitalu lekarze wiozą mnie na łóżku i strasznie krzyczą ) “ przestaje “ prowadzić biznes zostaje w domu, dostaje antybiotyk
czuje się w miarę dobrze, oprócz tego że nie mogę spać i prawie nic nie jem, ponieważ jestem wysportowany, umięśniony bez żadnych chorób cywilizacyjnych z idealnym ciśnieniem i całe życie bez bólu głowy czym zadziwiam otoczenie, wierzę że to jakaś przypadłość, którą szybko pokonam. W 10 dniu choroby jadę do szpital na test, bo czuję się bardzo źle na wszelki wypadek biorę torbę z rzeczami. Na test czekam 6 godzin, potem tomograf i szokująca diagnoza płuca zniszczone w 85 procentach, oznaki wody w płucach, zanik wymiany gazowej, stan obszarów energetycznych ) organizmu wyczerpanie – poziom 34% funkcji życiowych wg skali Bovisa to śmierć? Trafiam na OIOM leży nas około 60 osób, przytomnych 3-5 osób w tym ja ( tak podają dyżurne w codziennych raportach do MZ ) W ciągu doby umiera 8-12 osób z sali ( albo jest uśmiercana przez respiratory ) . Jako tradycyjny katolik zaczynam się modlić o uzdrowienie siebie jak i tych ludzi, albo o dobrą śmierć i przebaczenie wg woli Boga Ojca, używam krzyża aramejskiego, łzy płyną mi same jak rzeka, modlę się do swojego Anioła Stróża do Swoich Archaniołów Michała i Gabriela Św. Andrzeja Boboli Św. Marii Magdaleny a potem przypominam sobie Litanie do Chrystusa Króla Polski i Wszechświata tą od Grzegorza nie znam słów, mówię od siebie, sinieje i tracę świadomość. Budzę się, żyję, wprowadzam w szok cały personel, lekarz dyżurujący leci z walizkowym usg i sprawdza płuca, nie wierzy prawie pełna regeneracja CUD tylko blizny, lekarze ustawiają się do mnie jak pielgrzymka i pytają ciągle zadają mi pytania…. mogę oddychać samodzielnie i nie potrzebuje tlenu, śpię jako jedyny czynny bez maski tylko “wąsy” dla bezpieczeństwa. Na własne żądanie opuszczam szpital, pani Ordynator mówi mi że tak nie można, że procedury, ze jeszcze nie czas etc..
Karetka przewozi mnie do domu, na drugi dzień z łóżka przesiadam się na wózek, na trzeci wstaje z wózka, rehabilitant i lekarka rodzinna w szoku, chodzę, sprawdzają mnie moje nogi, ręce, puls , ciśnienie, robią mi test na didimery prawie nie wierzą w to że tak szybko że wszystko ok wychudzony jestem tracę 30 kg , ale nie mam zaniku mięśni, żyję. DZIĘKUJĘ JEZU CHRYSTE KRÓLU POLSKI I WSZECHŚWIATA ZA ŻYCIE. Ad memoriam Dr Mazi